Bike Challenge Poznań
d a n e w y j a z d u
120.00 km
0.00 km teren
03:46 h
Pr.śr.:31.86 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:185 ( 94%)
HR avg:165 ( 84%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2908 kcal
Rower:Giuseppe "Gapin" Olmo
Wstęp:
Nie o taki start mi chodziło.
Rozwiniecie:
Plan ambitny zakładał średnią około 38km/h plan minimum to 35 km/h. Dostałem sektor A nie wiem czy płakać czy się śmiać ale co robić ustawiłem się z boczku, środku stawki i do sygnału startowego wszystko było pod kontrolą, czyli jedzenie wypoczynek i itp. Po sygnale cały plan poszedł się jebać (tak, nie bójmy się użyć ostrych słów). Start mnie zaskoczył więc, pulsometru nie włączyłem, licznik sigma się zawiesił - a dokładnie rozsynchronizował się - w jaki sposób to tajemnica bo sam nie wiem. Pierwsze km to ostra jazda, aż uda płoną, żeby jechać w grupie i tu był pierwszy błąd - bo się ujechałem, a na odcinku pod wiatr to sam orałem albo doskakiwałem do mijających grupek. W jednej fajnej grupie pełen luz i gleba kolarza - udało się wyhamować, ale dospawać już nie bardzo. Ciągle po głowie chodziło mi problem z sigmą i pulsometrem, finalnie udało mi się go włączyć, ale licznik był głuchy i sypał dziwnymi informacjami. W międzyczasie zjadłem dwa żelki (nie od razu ) oraz "gumisia" energetycznego od powerbar popiłem izotonikiem co przyniosło zgubne skutki bo w żołądku zaczęło mi się unosić. Po nawrotce niby się czułem się dobrze, ale ciągle miałem problem żeby utrzymać się jakieś grupie. Na drugim wodopoju na chwilkę zatrzymałem się, popiłem wody i kłopoty z żołądkiem minęły - czyli 80 km i od tego momentu już jechałem grupie, która robiła się coraz większa bo zbieraliśmy słabszych po drodze, a tempo rosło do tego stopnia, że dogoniliśmy kilka osób z grupy startowej, która mi uciekła na samym początku. Kilka razy daje mocne zmiany i ciągnę grupę po górkę. W rejonach mety jeszcze jedna ostra sytuacja bo jeden kolarz wpada w słupek na środku jezdni i leci mi pod koła, ale sprawnym manewrem udaje się ominąć niebezpieczeństwo. Na mecie przyjeżdża cała grupa, ja spokojnie z tyłu bo słyszałem, że meta jest z górki i zdarzały się niezłe upadki. Po drodze był fajny doping i pchanie Joanny i gdzieś na starcie też słyszałem, Maciej dajesz - ale nie wiem czy to do mnie. Przyjechałem do miasteczka rowerowego trochę zawiedziony bo tak słabo poszło, wypiłem puszeczkę coli z magnezem, pokręciłem się po okolicy i pojechałem do domu - a w trakcie powrotu sigma odżyła. W drodze powrotnej przednia opona jakoś dziwnie biła - następnego dnia okażę się, że trzeba ją wymienić bo boki są ponacinane i krzywo układa się na obręczy.
Zakończenie
Jedna wielka kicha, oby na Michałkach było lepiej.
00:01:17 (1%) HZ 080--137
02:55:31 (89%) FZ 137--175
00:20:15 (10%) PZ 175--196
3g17m03s - czas pracy pulsometru
Avg CAD 91
Kategoria Zawody - Maraton
komentarze