Mega wyprawa
d a n e w y j a z d u
208.83 km
208.83 km teren
10:54 h
Pr.śr.:19.16 km/h
Pr.max:49.31 km/h
Temperatura:35.0
HR max:188 ( 95%)
HR avg:149 ( 76%)
Podjazdy: m
Kalorie: 7598 kcal
Rower:Accent El Nino - trening - spec2011
czyli dojazd do Biedruska i pierścień z przygodami.
Pobudka o 4 nad ranem i to całkowicie przypadkowo bo piorun tak głośno walnął, że
przebudziłem się aby zamknąć okno. Szybki rzut oka na zegar, kurde lekko zaspałem. Szybkie śniadanko, szykowanie i o 6.10 udałem się w kierunku Biedruska. Po drodze spotkałem Gogola który mnie ochlapał oraz Krzycha, którego za chiny nie poznałem. Gadki szmatki i pojawił się Piotr Kurek wspólna fotka i start. Wybrałem wolniejsza grupkę i myślałem, że dziewczyna prowadząca zna trasę a tu dupa. Kilka razy moja spostrzegawczość ratuje grupę. Bardzo szybko z naszej małej grupki odpada jedna osoba. Rejon Puszczy zielonki i Pobiedzisk tonie w wodzie - nie jest lekko. Pierwszy postój za Tulcami po kilku minutach pojawia się Pan na turystycznym rowerze, a po nim nasza zguba z pierwszych kilometrów, później para (Koleżanka i Kolega) ,która pogubiła się na trasie. Razem ruszamy w kierunku Mosiny. Gdzieś na 90 km mam delikatny kryzys (z perspektywy czasu ciut za mało zjadłem). W okolicy elewatorów w Gądkach trochę modyfikujemy trasę i szybko dolatujemy do Kórnika. Gdzieś po drodze Prowadząca parka proponuje krótki postój przy jeziorku, ja uzupełniam zapasy energii batonami które rozpadają się od ciepła. Jeszcze przed Mosiną znów tracimy dwójkę podróżnych wycofują się. Na drugim postoju za Stęszewem (tracę tylko 5 minut) niestety Koleżanka przeżywa poważny kryzys i zabezpieczenie medyczne sugeruje kroplówkę lub zakończenie przygody. Od tego momentu będę gregario dla Koleżanki na dobre i złe. Mimo wielkiego uporu Koleżanki korzysta z mojego żela energetycznego przy lotnisku w Zborowie ,ale prędkość podróżowania waha się w okolicach 10-14km. W Lusówko na chwilę gubię rasę, ale po chwili odnajdujemy trasę i jedziemy w kierunku Sadów. Na kilku postojach zabezpieczenie medyczne coraz bardziej nakłania Koleżankę na wycofanie - ale ona uparcie dąży do celu. W Sadach jesteśmy po 19, a zostało około 20 km, ja w patowej sytuacji (Medyk mówi koniec, Koleżanka chce jechać) , ja mówię, że wracam do chaty bo nie chcę wracać po ciemku, a po drugie jutro idę do roboty. Mam nadzieje, że Koleżanka dojechała cała i jest zadowolona ze swojej decyzji - ja nie popieram takich działań - blado siny wyraz twarzy oraz gęsia skórka, przyznanie się ,że niewiele jadło się i piło - to dla mnie zbyt dużo na popieranie bohaterskich wyczynów. Po rozdzieleniu ja wracam Sady, Wysogotowo, Przeźmierowo, dom ze średnią 24km. Około 20 jestem w domu strasznie umęczony ale, treningowo całkiem fajny. Szkoda, że nie dojechałem do końca, a koszulka finishera przeszła mi koło nosa, może za rok w lepszych warunkach. Było strasznie gorąco a odcinkami parno, wypiłem około 9 bidonów 0.75litra.
W okolicach Pobiedzisk na trasie spotkałem Joannę z Mężemoraz Seba
Jak mi Joanna taki numer wytnie na Michałkach to niech się boi, bo szykuję strzykawkę z adrenaliną i innymi dopalaczami, później znienacka w dupeczkę wbiję bez żadnych negocjacji.
1:43:35 (18%) HZ 080--13
7:59:11 (81%) FZ 137--175
0:005:37 (1%) PZ 175--196
Kategoria Trening, Wycieczki
komentarze
Dość szeroka ekipa się szykuje.
Potraktuj to jako trening przełamujący, regeneracja i dalsze przygotowania na Michałki