WPN -śladami JPbike - w poszukiwaniu sławetnego zjazdu i takie tam pyku pyku
d a n e w y j a z d u
72.00 km
72.00 km teren
04:06 h
Pr.śr.:17.56 km/h
Pr.max:45.16 km/h
Temperatura:20.0
HR max:196 (100%)
HR avg:139 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2509 kcal
Rower:Accent El Nino - trening - spec2011
Wyskoczyłem po 13 z zamiarem przejechania sobie trasy, którą kiedyś JPbike wytyczył oczywiście z kulminacyjnym punktem słynnych zjazdów w pobliżu Ludwikowa. Trochę mam zmęczone nogi ale ładnie słonko podaje więc sobie spokojnie pedałuje, spotykam kilku trenujących kolarzy.
Po godzinie jazdy coś mnie ścięło i odwiedziłem krzaczory, aby oddać matce naturze co nieco. Dotarłem do Ludwikowa trochę na około (przez Łódź asfaltem) i już byłem umęczony bo ścieżki ciężkie i błotniste. Krążąc na granicy Lludwikowa/Krosinka/Mosiny strasznie namęczyłem się wjeżdżając piaszczystym podjazdem i tak w kółko podjazd i zjazd. Praktycznie już miałem szukać trasy w kierunku czerwonego szlaku ale jadąc u podnóża góry jeszcze raz zaatakowałem 2 podjazd, bo 1 raczej nie do podjechania (za ulicą Stęzewska 32/Mosina) i znalazłem sekcją przejazdów przez cztery wąwozy (podejrzewam, że to nie jest to co opisał JPbike). Patrząc od Mosiny 1 przejazd już mi podniósł tętno jak na małej hopce przez chwilę jechałem na przednim kole bo tak mnie wybiło, przy 2 lekko spękałem bo był dziwny próg, 3 i 4 bez problemu i finalnie wylądowałem na polance na szczycie wzniesienia - ładny widoczek a w dół prowadziła wąska ścieżka. Chwila odpoczynku i z powrotem heja po tych wykopkach. Kierując się do Mosiny popatrzyłem ze szczytu na zjazd ala Killer, który jest zagrodzony złamanym drzewem chyba specjalnie aby nikt nie spadł - są ślady ktoś próbował zjechać :). W Mosinie z powrotem wjechałem w ulice Ludwikowską pod górkę do szpitala, na parkingu małą przerwa na przekąskę i przez szpital fajnym singlem zjechałem wprost do jeziora Kociołek. Pomału zaczęło kropić więc cisnę niebieskim a później czerwonym szlakiem, na grajzerówce coraz mocniej kropić ale ciepłe powietrze szybko osusza. Na zółtym szlaku do Komornik już konkretnie leje nie da się już jechać w okularach. Cała ulewa była szybsza niż ja i konkretne błotko już jest wszędzie, w dołku na ulicy zespołowej zrobiła się gigantyczna kałuża przelot przy 40 km powoduje, że cały jestem mokry w butach mi chlupie, jeszcze tylko do Wir w górę ulicami, które zamieniły się w potok - masakra. Na błotnym odcinku w pobliżu autostrady wpadam w błotną koleinę i zaliczam błotny okład. Całkowicie uwalony i przemoczony docieram do domu jestem wymęczony, ciuchy do prania rower do czyszczenia bo zmienił kolor na błotnisty.
Znów muszę tam powrócić bo nie odwiedziłem (tak myślę sławetnego zjazdu oraz Gór Puszczykowskich ) - pewnie za tydzień.
Niepełne dane bo raz przez przypadek wyłączyłem.
1:03:22 (42%) HZ 080--137
1:26:33 (57%) FZ 137--175
0:00:00 (00%) PZ 175--196
Kategoria Trening