MTB michałki - pot, krew, ból czyli
d a n e w y j a z d u
100.00 km
100.00 km teren
06:15 h
Pr.śr.:16.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:189 ( 96%)
HR avg:163 ( 83%)
Podjazdy: m
Kalorie: 5596 kcal
Rower:Accent Peak
tak należy walczyć aby zdobyć pierwszy medal w swoim życiu. Za wytrwałość, ale jest mój.
Pobódka o 4.30 i nieciekawa pogoda zmusza mnie do zmiany stroju i zestawu ciuchów na czas dojazdu do PKP. Na wysokości ronda Nowaka-Jeziorańskiego dopada mnie potężna ulewa, po kilku minutach poszukiwać czynnej kasy kupuję bilety i pakuję się do pociągu. Chwilę po 8 jestem w Drawskim Młynie i spokojnie dojeżdżam na stadion, gdzie pomału pojawiają znajomi:JoannaZygmunta, daVe z Sylwią, duda, klosiu, krzychuuu86, JPbike, mlodzik, Rodman, z3waza.
Przebieranko, szykowanie picia, rozgrzewka i czas ustawić się na starcie.
Giga to nie przelewki i spokojnie na plecach kolarza pokonuję asfalt w niezłym tempie, chwilą postoju bo jedzie szynobus i ponownie ruszamy. Staram się pilnować tempa i cały czas wyprzedzam megowiczów, niestety na pierwszych piaskach spada mi łąnćuch i znów muszę walczyć, nie trwa to zbyt długo bo rozjazd jest po 7 km i zaczyna się samotna jazda. Na pierwszym bufecie pytam się czy ktoś był i dostaję info, że kilka minut pojechał spokojnie zjadam banana i jadę dalej. Gdzieś po drodze zaliczam mała glebę w grząskim piachu, odcinki błotniste ostro dają mnie się znać bo race kingi strasznie pływają i o uślizg nie jest trudno. Po drugim bufecie dochodzę przeciwnika, który nie potrafi się utrzymać na moim kole i gubię z zasięgu wzroku. Po 60 km po raz pierwszy wyprzeda mnie motocrosowiec osłaniający ostatnie osoby, co daje mi do myślenia, przeciwnicy są na tyle blisko, czas podkręcić tempo. Na ostatnim bufecie dostaję informację, że są około 5 minut za mną. Ostatnie kilometry są dość płaskie i twarde więc staram się utrzymywać wysoką prędkość. Na jednym zakręcie w lasku wpadam w poślizg i walę kołem w pocięte pieńki - nic się nie stało. Szybkie szutry, wiadukt, wzdłuż rzeki, kartoflisko, ostatnie kółko po stadionie w cieniu gromkich oklasków i na zakończenie piękne OTB na mecie - chwila chwały i wstydu. Mam mój pierwszy medal i nie jestem ostatni.
Zdążyłem na tombole - jak zaklinał Rodman - przebieranko i pechowy powrót do domu. Razem z Kłosiem lądujemy na drzewie w wyniku wypadku drogowego. Samochód zniszczony, a my oboje w szpitalu. Mnie karetka wiezie do Trzcianki gdzie przechodzę badania rentgen i USG, jeszcze wizyta policji i kolejne badania moczu i krwi. Próbuję zasnąć, ale ból jest niesamowity i co chwilę przychodzą pielęgniarki podając zimną kroplówkę po których mam niesamowite dreszcze.
W niedzielę rano na obchodzie dostaję informację, że jeśli ktoś mnie zabierze to mogę wyjść ze szpitala, po 14 opuszczam szpital.
Wszystkim, którzy się zatrzymali i pomagali - bardzo dziękuję.
Poniedziałek rano - masakryczna noc, cało ciało obolałe oprócz lewej ręki. Przyjeżdża Marcin (Z3waza) odbieram rower i ciuchy. Rower jest lekko poobijany ale większych uszkodzeń nie widzę. Jak tylko odzyskam siłę w rękach to zrobię dokładniejszy przegląd - bo na razie to mam kłopot ukroić chleb ;)
Mistrz jest jeden i basta - Klosiu, godnych fotek nie znalazłem i lepiej abym nie znalazł - zwłaszcza z incydentem na mecie :)
13 (5 M3) – klosiu – 4:13:34
20 (7 M3) – JPbike – 4:28:05
21 (4 M2) – krzychuuu86 – 4:29:21
30 (5 M2) – Marc – 4:47:40
31 (9 M4) – z3waza – 4:48:10
51 (16 M3) – MaciejBrace – 6:15:58
0:06:13 (2%) HZ 080--137
5:30:27 (87%) FZ 137--175
0:42:33 (11%) PZ 175--196
Kategoria Zawody - Maraton
komentarze
W nagrodę, jak sam przeżyłeś - dostałeś przeolbrzymie brawa na mecie :)